2. Monopol autorski
Słowo „monopol” budzi w nas negatywne skojarzenia. To czyjaś bezwarunkowa przewaga, wyłączność, władztwo ograniczające innych. Z monopolem na rynku walczy prawo (ustawa o ochronie konkurencji i konsumentów, ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji) i powołane do tego organy administracji państwowej (Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów). Zwykle czyjaś monopolistyczna pozycja prowadzi do bezzasadnego wykorzystywania klientów i konsumentów, dyktowania jednostronnych warunków, przysparzania sobie nieuzasadnionych korzyści, braku konkurencji. Monopol związany jest głównie z prowadzoną działalnością gospodarczą lub zawodową.
Nie można jednak mówić w prawnym znaczeniu o monopolistycznej pozycji osoby fizycznej, która realizuje swoje wyłączne uprawnienia, prawa podmiotowe np. prawa osobiste, takie jak wolność, zdrowie, cześć, swoboda sumienia, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska. W tym zakresie swoisty monopol zapewnia prawo: art.23 kodeksu cywilnego . Prawo to jednak przewiduje wentyl bezpieczeństwa w art.5 kodeksu cywilnego w przypadku nadużywania tego prawa kosztem innych poprzez jego sprzeczność ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem lub z zasadami współżycia społecznego.
Jak widać w katalogu dóbr osobistych, praw podmiotowych, znalazła się twórczość artystyczna. Szczególne zasady ochrony tej twórczości i katalog praw przysługujących twórcom opisuje ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (dalej zwana Pr.aut.). Prawa autorów na gruncie tej ustawy określa się wielokrotnie właśnie jako monopolistyczne. Wymiar tego autorskiego monopolu realizowany jest w niegasnących w czasie, niezbywalnych i niezrzekalnych autorskich prawach osobistych (art.16 Pr.aut.) np. prawie do podawania imienia i nazwiska autora przy każdorazowym rozpowszechnianiu utworu. Monopol znajdziemy także w wyłączności autora w decydowaniu o korzystaniu z utworu, w każdy możliwy sposób, przez innych i wyzbywaniu się lub ograniczaniu tego prawa na rzecz innych, czyli autorskich prawach majątkowych (art.17 Pr.aut.). Oznacza to, że bez zgody autora nie można z jego utworem niczego uczynić: nagrać, sprzedać na płycie, odtworzyć z płyty lub radia, wykonać z nut, nadać w telewizji, umieścić w Internecie itd. Na pierwszy rzut oka ten monopol nas nie dziwi, bo przecież, jeśli twórca „coś” stworzył, on i tylko on, to przecież może decydować, co z „tym” robić. Czy komuś wolno bezkarnie zabrać nasze auto? Albo zająć nasz dom? Jednak, jak sięgamy po kupioną już płytę aby odtworzyć ją np. w restauracji, to zapominamy o autorze. Myślimy tylko o płycie, materii. A przecież nie mamy pewności czy autor chciałby abyśmy jego utwór puszczali do kotleta. A jeśli tak, to za ile? Wydaje nam się, że jak autor zgodził się na publikację i otrzymał wynagrodzenie za nagranie płytowe, to już nam wszystko wolno. A przecież utwór jest dobrem niematerialnym. Istnieje tam, gdzie ktoś potrafi go zaśpiewać, zagrać, choćby z głowy. Bez twórcy nie byłoby także to możliwe. Nie ma więc znaczenia skąd „pochodzi” utwór, czy z żywego wykonania, czy z radia, czy z płyty, czy z Internetu. Każde „sięgnięcie” po niego wymaga zezwolenia twórcy, bo jest korzystaniem z utworu, dobra niematerialnego. I tu ma twórca monopol. Brak zezwolenia jest przestępstwem, chyba że korzystanie odbywa się nieodpłatnie w ramach osobistego użytku ( w kręgu krewnych, powinowatych i przyjaciół, art.23 pr.aut) oraz dozwolonego użytku publicznego (np. podczas nauczania w szkole i uczelni, określonych gatunków twórczości, uroczystości państwowych, ceremonii religijnych, prawa cytatu, i innych nielicznych opisanych. art.24 – 33 Pr.aut.). Jak poważny jest ten monopol autora, niech świadczy przepis art.332 Pr.aut. Aby korzystać z utworów na potrzeby postępowań administracyjnych, sądowych lub prawodawczych, sam ustawodawca w treści ustawy o prawie autorskim musiał sobie, Sejmowi, i swoim innym władzom udzielić zezwolenia na to korzystanie aby nie popełniały przestępstwa.
Dlaczego, aż taki monopol? Ano dlatego, że przemieszczania i wykorzystywania dobra niematerialnego, utworu, nie da się kontrolować, tak jak przemieszczania samochodu. Samochodu Internetem nie prześlemy, ani falami radiowymi, ani nie nagramy na tysiącach płyt, ani …. A przecież zaraz wołamy Policję, gdyby ktoś do niego wsiadł i korzystał bez naszego pozwolenia lub nam go ukradł. Utwór kradnie się i korzysta z niego nie poprzez kradzież jednej konkretnej płyty. Ale m.in. odtworzenie zapisanego na niej utworu bez zezwolenia. Przedmiotem ochrony nie jest płyta ale utwór na niej nagrany, nie fala radiowa ale utwór nią emitowany, nie nuty ale utwór nimi zapisany itd. Bez tak określonego monopolu twórca nie miałby żadnej kontroli nad swoim utworem ani nie zobaczyłby wynagrodzenia za korzystanie z niego. Bo przecież tworzony przez kompozytora na żywo podczas wykonywania utwór, może zostać przez kogoś nagrany i dalej bez jakiejkolwiek kontroli powielany, emitowany, odbierany, umieszczany w Internecie, wykonywany itd. To właśnie dlatego, każdy kto korzysta z utworu musi udowodnić, że ma do tego prawo pochodzące z pozwolenia autora lub z ustawy. I to bez względu na to, z jakiego źródła utwór wziął. Ot i cały powód szczególnego monopolu autorskiego. Wielokrotnie zarzut monopolu kierowany jest do organizacji reprezentujących twórców np. Stowarzyszenia Autorów ZAiKS. Taki zarzut jest w pełni niesłuszny, bo przecież reprezentują tych, którzy maja prawa wyłączne, monopolistyczne, a gdy temu bliżej się przyjrzeć, to okaże się, że to „monopol” także w interesie użytkowników twórczości.